Szukaj na blogu

Dzień 3. Powrót do Wrocławia.

Po dobrze przespanej nocy trochę już podmęczeni zaczęliśmy się szykować do ostatniego etapu eskapady. Poranek nastał bardzo słoneczny, chociaż w cieniu było trochę chłodno.
Wyruszyliśmy więc w kierunku naszego ostatniego poważnego podjazdu – na tzw. Kapelę. Chociaż był to na całej trasie najdłuższy podjazd okazał się jednak najmniej wyczerpujący. Droga wiła się serpentynami niczym na Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej i po kilku „agrafkach” wjechaliśmy równym tempem na przełęcz, z której po krótkim odpoczynku kilkukilometrowym zjazdem dotarliśmy do miejscowości Stara Kraśnica.

 Nabieramy sił przed podjazdem na Kapelę.





 Na podjeździe pod Kapelę.



W tym miejscu niestety skończyła się dobra droga, która ze zmiennym szczęściem do samego Wrocławia była już tylko zła lub bardzo zła.
Pechowo mógł się zakończyć przejazd przez wieś Muchów, gdzie mały pies próbował nas pogryźć, ale udało nam się wyperswadować mu złe zamiary.


 Właśnie minęliśmy nieprzyjazny Muchów.



Niestety oprócz agresywnego psa zaczęliśmy również opadać z sił. Droga niby biegła po płaskim terenie, ale jak się dobrze przyjrzeć wznosiła się prawie cały czas, aż w okolice góry Garbiec.

 Zaczynamy ostatni duży zjazd. Tym razem do Jawora.



Pogoda nadal była świetna, chociaż goniła nas  z oddali burza, krajobrazy z żółtymi polami rzepaku prawie na całej trasie urzekały intensywną żółcią, a my powoli zbliżaliśmy się do Jawora, do którego dotarliśmy w samo południe, gdzie postanowiliśmy zrobić dłuższy popas na miejscowym rynku.
Czas ten umililiśmy sobie dokarmianiem miejscowych gołębi a następnie wspaniałą kawą podaną w ratuszowej restauracji.




 Na Jaworskim rynku



W miejscu tym powinienem powiedzieć coś o historii Jawora, nawiązać do okresu panowania Piastów w tym mieście, wspomnieć o jego zabytkach, w tym o wspaniałym kościele pokoju położonym niedaleko jaworskiego rynku, ale nie chcę przynudzać więc odsyłam do opracowań naukowych związanych z tymi kwestiami, których jest naprawdę sporo.
Z bieżących wydarzeń odbywających się cyklicznie w Jaworze należy wspomnieć o corocznym święcie chleba, które odbywa się w miesiącu sierpniu i gromadzi wielu amatorów pieczywa.
My jednak po godzinie błogiego lenistwa postanowiliśmy ruszyć dalej. Pozostawiliśmy za sobą wszystkie większe i mniejsze podjazdy i praktycznie po płaskiej trasie zmierzaliśmy powoli w kierunku Wrocławia, w którym pojawiliśmy się, jadąc równym, dobrym tempem ok. godziny 17:00 kończąc tym samym trzydniową eskapadę.



 Ach te rzepakowe pola.



 Krótki odpoczynek w cieniu. Jeszcze kilka wiosek i będziemy we Wrocławiu.



Podsumowując wyjazd, który w założeniu miał być treningiem przed wyprawą do Chorwacji należy stwierdzić, iż na pewno jesteśmy już dobrze przygotowani kondycyjnie do wyprawy, ale nie należy popadać w euforię i dalej trenować. Ponadto cała trasa była tak zaplanowana abyśmy się sprawdzili zarówno na etapie górskim, lekko pofałdowanym jak i płaskim. Na podłożu asfaltowym przez szuter, po kamienie i skałę. Test ten wypadł również pozytywnie.
Przejechaliśmy łącznie ok. 312 km bez żadnej awarii ani uszczerbku na zdrowiu.
Oby tak było zawsze.


Nasza trasa




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz